- Nawet jeśli będzie tylko trzech?
- Nawet wtedy Dwóch bandziorów mogliby wziąć z zaskoczenia, ich też było przecież dwoje. Milla nie miała nic przeciwko trzymaniu Diaza na muszce czy grożeniu mu bronią. Ale jeśli byłoby więcej niż dwóch... Nie była głupia i nie miała skłonności samobójczych, no i z pewnością nie narażałaby życia Briana. Mogą minąć kolejne lata, zanim znów będzie miała szansę spotkać Diaza, ale było to zdecydowanie lepsze niż nagły pogrzeb. - Dasz radę przedostać się na drugą stronę cmentarza? - spytała. - Raczy pani sobie żartować - uśmiechnął się szeroko. Brian poszedł do wojska zaraz po szkole średniej, służył ładnych kilka lat, a poza tym przecież dorastał we wschodnim Teksasie, polując namiętnie na sarny i jelenie. an43 38 - Dobra. Wybierz miejsce, z którego będziesz dobrze widział całe zaplecze kościoła. Ja też tak zrobię, tyle że z tej strony Pamiętaj: jeżeli będzie ich więcej niż dwóch, to tylko obserwujemy - Jasne. A jeśli pojawi się dwóch, to jaki będzie sygnał do działania? Zawahała się. Zazwyczaj używali krótkofalówek, ale tym razem nie mieli przy sobie sprzętu. - Ruszamy się dokładnie trzy minuty po tym, jak obaj się zjawią i zaczną rozmawiać. Jeżeli spotkanie potrwa krócej, ruszamy, kiedy będą się zbierać. Miała nadzieję, że te trzy minuty wystarczą, by Diaz i jego kompan uspokoili się i poczuli bezpiecznie po przyjeździe na miejsce. Wymyślona naprędce metoda synchronizacji działań nie była może najlepszą z możliwych, ale w tej sytuacji musiała wystarczyć. Zresztą Bóg jeden wie, jak długo przyjdzie im czekać. Brian zniknął w ciemności, a Milla ruszyła w przeciwnym kierunku, oddalając się od cmentarza, aby okrążyć go od tyłu. Dotarłszy na miejsce, ukryła się za dużym nagrobkiem i użyła noktowizora, aby rozejrzeć się dokoła, ewentualnie wypatrzyć kogoś - poza Brianem - kto robił tutaj to samo co ona. Ale nie dostrzegła nikogo w pobliżu kościoła ani też pomiędzy grobami. Odczekała kilka minut i ponownie zlustrowała teren. Nic. Ostrożnie przemieściła się za następny grobowiec. Teren był pustynny, z nielicznymi kaktusami i suchymi krzakami, nie rosła tu an43 39 trawa, która mogłaby ułatwić jej ciche poruszanie się po cmentarzu. Przyklękła i poczuła, jak ostry kamień wbija się jej w kolano; mimo bólu udało jej się opanować i powstrzymać od gwałtownych ruchów, po prostu ostrożnie zmieniła pozycję. Coś popełzło po dłoni Milli. Coś małego, drobnego jak mrówka czy mucha. Z najwyższym trudem udało jej się ponownie opanować, zwalczyć chęć podskoczenia z wrzaskiem w górę i natychmiastowego strząśnięcia robala z ręki. Nienawidziła robactwa. Nienawidziła brudu. Nienawidziła leżenia na ziemi, wśród brudu i robactwa. Ale dzięki długiemu treningowi nauczyła się robić to mimo wszystko, ignorując