Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/salaweselna.szczecin.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra16/ftp/salaweselna.szczecin.pl/paka.php on line 5
stwierdzenie nie wzięło się znikąd. Przez

stwierdzenie nie wzięło się znikąd. Przez

  • Gustawa

stwierdzenie nie wzięło się znikąd. Przez

17 May 2022 by Gustawa

nadmierne wścibstwo można tylko ściągnąć sobie na głowę poważne kłopoty. Wiadomo z historii, że nawet potężne królestwa upadały, bo ktoś nie potrafił zostawić spraw własnemu biegowi. Ona, niestety, też nie jest od tego wolna. Ciekawość wprost ją zżera. Popatrzyła na Jeremiaha i Benjamina z zapałem malujących obrazki dla rodziców. Szykowali paczkę do Afryki. Będą w niej rysunki, zdjęcia, listy od chłopców, upominki i domowe smakołyki. Malcy entuzjastycznie podeszli do pomysłu Amy. Świadomość, że zrobią przyjemność rodzicom, dodawała im skrzydeł. Amy zamyśliła się. Minęły dwa długie tygodnie od wieczornej rozmowy z Pierce'em, kiedy wyłożyła mu swoje racje. Wiedziała, że przyjął je i zrozumiał. Ale dla niej nie wszystko było takie oczywiste. Zwłaszcza zakończenie rozmowy. Najpierw Pierce przez długi czas milczał, jakby próbował przetrawić to, co usłyszał. Potem, nie odrywając od niej zielonych oczu, ponuro pokiwał głową. - Wydawało mi się, że jeśli pójdziemy krok dalej, może lepiej zrozumiemy, o co naprawdę chodzi. Wtedy łatwiej byłoby coś postanowić. Jednak tobie takie rozwiązanie nie odpowiada. Teraz wiem, dlaczego tak się opierasz. Masz swoje powody. I ja to rozumiem. Powiem ci tylko, że ja również mam kilka ważnych powodów, by... trzymać się od tego z daleka. - Położył ręce na udach i wstał. - A więc zachowujemy się tak, jakby nic nie było. Niczego nie czujemy. Jeśli tego chcesz, ja się dopasuję. To był ostatni raz, kiedy rozmawiali na ten temat. „Mam kilka ważnych powodów..." Te słowa nie dawały jej spokoju. W końcu każdy normalny człowiek chciałby dowiedzieć się czegoś więcej. Mijały dni, tajemnica pozostawała ciągle nierozwiązana. Nic dziwnego, że to rozpalało jej ciekawość. Nie powinna tak się tym pasjonować. A jednak chciałaby wiedzieć. Chciałaby usłyszeć, dlaczego Pierce woli unikać miłości... Co też jej chodzi po głowie! Przecież to nie tak Jak na razie istniała naprawdę niewielka szansa, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. I to przed tą szansą oboje woleli się cofnąć. Ona wyjaśniła mu swoje powody, nie wspominając o wrażeniu, jakie na niej wywarł. O pragnieniach, jakim z trudem się opierała.

Posted in: Bez kategorii Tagged: pies chiuaua, wczasy we wrześniu w polsce, śmieszne koty zdjęcia,

Najczęściej czytane:

lecz Tammy patrzyła na niego z takim opa¬nowaniem, jakby znajdowała się w przeciwległym kącie po-koju. Dla dobra dziecka nie mogła ulegać emocjom. Zdra¬dzały ją jedynie rumieńce na policzkach. ...

- Nie pozwolę ci się wycofać - oznajmiła. – Potrzebuję twojej pomocy. Wychowałam moją siostrę praktycznie sa¬modzielnie, a ona odwróciła się ode mnie i złamała mi ser¬ce. Gdzieś popełniłam błąd. To samo mogłoby się przydarzyć, gdybym samodzielnie wychowywała Henry'ego. Tym razem wolę się zabezpieczyć. Przyglądał się jej badawczo. - Ty się boisz! - odkrył nagle. Tammy drgnęła, lecz nie odwróciła wzroku. ... [Read more...]

najlepszą linią postępowania wobec niego. - Na dole wpadliśmy na Tima Caroe - powiedział Beck. - W takim razie wiecie już tyle, ile ja. - Chris spojrzał na siostrę. - Huff o ciebie pytał. - Wiesz może dlaczego? - Nie mam bladego pojęcia. Myślałem, że ty mi powiesz. - Nie. - Może ma to coś wspólnego z twoim nagłym, zainteresowaniem fabryką. - Powiedziałam przecież, że nie wiem. Na tym zakończyli rozmowę. Zajęli miejsca w poczekalni, starannie omijając się wzrokiem. W końcu Beck wstał i oznajmił, że idzie poszukać automatu z przekąskami. Sayre odrzuciła ofertę, że przyniesie jej jakiś napój. - Pójdę z tobą - rzekł Chris i wyszedł wraz z Beckiem, pozostawiając ją w poczekalni sam na sam z jej strachem przed wizytą u Huffa. Nie mogła sobie wyobrazić skruszonego ojca, ale z drugiej strony, nigdy wcześniej nie zajrzał śmierci w oczy. Czyżby stojąc nad przepaścią i spoglądając w dół, przeraził się piekła, które na niego czekało? Czy w obliczu wiecznych mąk i potępienia, jakie były mu pisane, chciał prosić ją o wybaczenie i obiecać zadośćuczynienie za wszystkie krzywdy? Jeżeli tak, tracił jedynie czas. Sayre nigdy mu nie wybaczy. Siedziała samotnie w poczekalni, gdy pielęgniarka zaanonsowała, że może teraz odwiedzić ojca. Poprowadziła Sayre w kierunku łóżka, na którym leżał Huff, podłączony do mrugającej i popiskującej w regularnych odstępach maszynerii. Do nosa biegły rurki doprowadzające tlen. Leżał z zamkniętymi oczami. Pielęgniarka wycofała się dyskretnie. Wpatrując się w twarz Huffa, Sayre nie mogła pojąć, jak ten człowiek, który dał jej życie, zdołał tak kompletnie zniszczyć miłość córki do siebie. Pamiętała czasy, gdy była małą dziewczynką i z utęsknieniem wyczekiwała jego powrotu po pracy. Oznajmiał swoje przybycie głosem, który dudnił w przestronnych korytarzach domu, wypełniając go witalnością, której brakowało podczas jego nieobecności. Huff był sercem, które pompowało życie, dobre lub nie, w całą rodzinę. Pamiętała, że najmniejszy znak, iż ojciec ją zauważył, był dla niej cenniejszy niż prezenty, jakie dostawała pod choinkę. Pielęgnowała jego nikłą aprobatę niczym najcenniejszy skarb. Chociaż czasami Huff ją przerażał, kochała go kiedyś z całego serca, z bezmiernym oddaniem. Wtedy jednak spoglądała na niego oczami dziecka, ślepymi na jego nieprawość. Chwila, w której wreszcie przejrzała, była najboleśniejszym, odzierającym z iluzji doświadcze-niem w jej życiu. Stała koło łóżka przez kilka chwil, zanim zorientował się, że tu jest. Otworzył oczy i uśmiechnął się, wymawiając jej imię. - Dobrze się czujesz? - spytała. - Po tym, jak nafaszerowali mnie prochami... - Twój stan jest stabilny. Ciśnienie, puls i tak dalej. Skinął głową w zamyśleniu, ledwie słuchając. Patrzył na nią uważnie. - Walczyłem z matką o twoje imię, Sayre. Uważałem, że jest głupie. Dlaczego nie Jane, Mary albo Susan. Ona jednak nalegała i teraz cieszę się, że to zrobiła. Pasuje do ciebie. Sayre nie chciała oddać się razem z Huffem wspomnieniom. Byłaby to obrzydliwa hipokryzja. - To musiał być nieduży zawał, inaczej nie byłbyś teraz w takim dobrym stanie - przywołała Huffa do rzeczywistości. - Widzę, że stałaś się specjalistką od chorób serca - rzucił uszczypliwie. ...

- Nie, ale mam duże doświadczenie ze złamanymi sercami. Potrząsnął głową, jak gdyby chciał powiedzieć: „Celny strzał". - Jesteś twardą, bezduszną kreaturą, Sayre. - Uczyłam się od najlepszych. - Rozumiem, że to aluzja do mnie. Twoja matka... - Nie przywołuj w tej rozmowie matki, zwłaszcza po to, by wywołać we mnie poczucie winy, że śmiałam się tobie sprzeciwić. Nie jestem słodką, uległą kobietą, jaką była ona. Nie sądzę, żeby spodobało jej się to, kim się staliśmy. - Pewnie masz rację. Może z wyjątkiem Danny'ego. On by się jej podobał. Cieszę się, że nie było jej z nami, gdy go składaliśmy do grobu. - Ja również. Żadna matka nie powinna być zmuszona grzebać swoje dziecko. Spojrzał na nią zwężonymi oczami. - Pewnie w to nie wierzysz, Sayre, ale ja też opłakuję Danny'ego. Naprawdę. - Kogo próbujesz przekonać, Huff? Mnie czy siebie samego? - W porządku, nie wierz mi. Mam jednak wiele powodów do zmartwień. Najpierw Danny, a teraz Chris i te wszystkie podejrzenia. - Chris... ? O czym ty mówisz? - Panno Hoyle. Do pokoju weszła pielęgniarka, żeby przypomnieć o nieprzedłużaniu wizyty. Sayre skinęła głową, nie trudząc się korygowaniem własnego nazwiska. - Nie przejmuj się nią - powiedział Huff, gdy salowa wyszła. - Nie odważy się wyrzucić cię stąd. Problem w tym, że Sayre nie mogła się doczekać, żeby wyjść. - Wyzdrowiejesz, Huff. Nie sądzę, żeby piekło było już gotowe na twoje przybycie. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - Szatan zapewne doceniłby przeciwnika. - Szatan nie jest dla ciebie żadnym przeciwnikiem. - Ty chyba rzeczywiście tak uważasz. - Wierz mi, że tak. - To dość okrutne słowa wobec człowieka, który kilka godzin temu mógł umrzeć. Nosiłaś w sobie tę nienawiść od lat. Może wreszcie przestałabyś się na mnie wściekać? - Nie jestem na ciebie wściekła, Huff. Gniew jest emocją, a ja nie czuję do ciebie nic. Absolutnie nic. - Naprawdę? - Naprawdę. - Dlaczego więc wróciłaś tutaj, żeby zobaczyć swojego biednego starego ojca po raz ostatni, zanim kopnie w kalendarz? - Dlaczego po mnie posłałeś? Uśmiechnął się sprytnie, a zaraz potem parsknął śmiechem. - Żeby udowodnić, że przybiegniesz tu czym prędzej, no i proszę. Oto jesteś, Sayre. 13 - Jak myślisz, o czym rozmawiają? W odpowiedzi Beck spojrzał na Chrisa, wzruszył ramionami i wrócił do wertowania starego magazynu „People". - Skąd się wziął konflikt między nimi? - spytał. - To stara sprawa z czasów, gdy Sayre była jeszcze nastolatką. Chodziła w liceum z Clarkiem Dalym. Beck spojrzał na niego pytająco. - Tak, to ten sam - odparł Chris. Beck znał Clarka Daly'ego z fabryki. Kilka razy brygadzista odesłał go do domu za pojawienie się w pracy po alkoholu. Przyłapano go nawet na trzymaniu butelki whisky w pudelku na lunch. To dziwne, że Sayre kiedykolwiek chciała na niego spojrzeć. - Przez jakiś czas Huff tolerował jej mały romans - ciągnął Chris. - Wydawał się dość niewinny. Kiedy jednak się okazało, że oni traktują to bardzo poważnie, postanowił zakończyć przygodę miłosną Sayre. - Czy Clark miał wtedy kłopoty z piciem? - Nic podobnego. Od czasu do czasu wypił jedno piwo. Był gwiazdą, sportowcem i prymusem. - O co więc chodziło? - Nie znam szczegółów. Studiowałem już wtedy. Nie interesowały mnie sprawy Sayre i nie przyglądałem się jej związkowi zbyt uważnie. Wiem tylko, że Huff niechętnie spoglądał na Clarka Daly'ego jako na przyszłego zięcia. Gdy tylko skończyli liceum, wtrącił się i zakończył ich romans. - Jak zareagowała Sayre? Chris uśmiechnął się krzywo. - A jak myślisz? Wybuchem o skali Wezuwiusza, przynajmniej tak mi powiedziano. Kiedy się zorientowała, że jej awantury nie robią na Huffie żadnego wrażenia, popadła w głęboką depresję. Straciła sporo na wadze, snuła się po domu niczym duch. Która to powieściowa postać włóczyła się po domu w pokrytej pleśnią sukni ślubnej? - Panna Havisham? - Właśnie. Pamiętam, że pewnego weekendu wróciłem do domu i ledwo rozpoznałem Sayre. Wyglądała okropnie. Nie poszła na studia, przestała robić cokolwiek. W ogóle nie wychodziła z domu. Kiedy zapytałem Selmę, co się stało, zaczęła płakać i powiedziała, że Sayre zmieniła się „w biedną, umęczoną zjawę, ulituj się Panie nad jej duszą". Danny rzekł, że nic nie wie, bo nie rozmawiał z Huffem od miesięcy i unikał przebywania z nim w tym samym pokoju. Chris przerwał, żeby upić łyk napoju z puszki, Beck pragnął poznać resztę historii, ale nie ponaglał Chrisa. Nie chciał, żeby wyszło na jaw jego nadmierne zainteresowanie. Na szczęście Chris sam podjął opowieść: - Trwało to wszystko miesiącami. Wreszcie Huff miał tego dość. Powiedział Sayre, że ma skończyć z żałobą i wziąć się w garść, albo wyśle ją do czubków. - Taki był lek Huffa na nastoletnie złamane serce? Groźba wysłania do szpitala psychiatrycznego? - Brzmi to dość okrutnie, prawda? Niemniej poskutkowało, ponieważ kiedy Huff wybrał dla niej kandydata na męża i zaczął nalegać na ślub, Sayre bez specjalnych oporów poszła do ołtarza. Pewnie doszła do wniosku, że małżeństwo jest lepsze od pokoju z drzwiami bez klamek. Beck patrzył w zamyśleniu na zamknięte dwuskrzydłowe drzwi wiodące na oddział intensywnej terapii. - Dosyć długo Sayre ma za złe ojcu, że kiedyś wtrącił się w jej związek z czasów szkolnych - mruknął. - To cała Sayre. Już jako dziecko musiała się wiecznie o coś boczyć. Nadal jest taka. Wszystko bierze zbyt poważnie. - Chris wstał i rozprostował plecy, a potem podszedł do okna. Stał tam przez dłuższą chwilę, w milczeniu wpatrując się w niesprecyzowany punkt. W końcu Beck zapytał: - Coś cię dręczy, Chris? Chris wzruszył obojętnie ramionami, ale Beck wiedział, że udaje. - Chodzi o tę dzisiejszą sprawę. - To był pracowity dzień. Którą konkretnie masz na myśli? - Oczywiście spotkanie w biurze szeryfa. Jak sądzisz, aresztują mnie? - Nie. - Nie podobało mi się w więzieniu, Beck. Poprzednim razem Huff wpłacił za mnie kaucję i byłem wolny w ciągu kilku godzin, ale nie jest to miejsce, w którym chciałbym spędzić choćby pięć minut. - Nie aresztują cię. Nie mają jeszcze wystarczających dowodów. - Jeszcze? - Chris odwrócił się gwałtownie. - To ty mi powiedz, czy znajdą coś więcej, Chris. Muszę to wiedzieć. Czarne oczy Chrisa zabłysły złowrogo. - Jeżeli nawet mój własny prawnik mi nie ufa, to kto mi uwierzy? - Ufam ci, ale musisz przyznać, że w tej chwili twoja sytuacja nie wygląda ciekawie. Chris rozluźnił się nieco. - To prawda. Myślałem o tym bardzo długo i doszedłem do wniosku... że ktoś próbuje mnie wrobić - dodał po chwili milczenia. - Ktoś chce cię wrobić? - Powiedziałeś to dość sceptycznym tonem. - To dlatego, że wątpię w twoją teorię. Chris usiadł na krześle i pochylił się ku Beckowi. - Pomyśl tylko - powiedział. - Z powodu procesu Iversona, która wciąż jeszcze figuruje w spisie jako niezamknięta sprawa zaginięcia i możliwego zabójstwa, jestem idealnym kandydatem do wrobienia w morderstwo. - Wrobienia przez kogo? - Klapsa Watkinsa. - Klapsa Watkinsa? - roześmiał się Beck. - Posłuchaj mnie - rzucił niecierpliwie Chris. - Watkins nienawidzi Hoyle'ów. Ciebie też, swoją drogą. Wykopał topór wojenny. - Z powodu bitki barowej, która miała miejsce trzy lata temu? - Tyle że on nie zapomniał o sprawie. Powiedziałeś Huffowi, że wspominał o tym podczas waszego spotkania wczoraj wieczorem. - W porządku, ale... - To nie wszystko. Kierowany przeczuciem, poprosiłem sekretarkę Danny'ego o sprawdzenie podań o pracę, które przyszły do niego w ciągu ostatnich kilku tygodni, i zgadnij, co się okazało? - Z kieszeni spodni wyciągnął złożoną kartkę papieru i pomachał nią w kierunku Becka. - Klaps Watkins ubiegał się o posadę u nas. - Złożył podanie o przyjęcie do pracy w odlewni? - Danny odrzucił jego prośbę. Kolejny powód, dla którego Klaps nienawidzi Hoyle'ów. - Wystarczająco, żeby zamordować Danny'ego? - Taki facet jak on nie potrzebuje specjalnej zachęty, - Przypuszczam, że to możliwe - mruknął Beck z zamyśleniem. - Na pewno warto się temu przyjrzeć. - Wspominałeś o tym Rudemu? - Jeszcze nie. To odrzucone podanie zobaczyłem tuż przed tym, jak Huff dostał zawału. Nie ... [Read more...]

zyżby któryś z nich... ...

- Nie, nic nie wiem. O co chodzi? - Książę Mark wystąpił o adopcję Henry'ego. Po¬zuje z nim do zdjęć i wygląda jak zachwycony ojciec, też coś! - Naprawdę? - ucieszyła się Tammy. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 salaweselna.szczecin.pl

WordPress Theme by ThemeTaste