- Proszę być ostrożnym, milordzie, bo zniweczy pan swoją reputację cynika.
- Sądzę, że mój sekret jest u pani bezpieczny. Dopiero teraz się obejrzała. Lucien Balfour sam wyglądał jak grecki bóg. Zaczęła się zastanawiać, czy jego ciało ukryte pod wytwornym strojem dorównuje wspaniałością posągom. W tym momencie napotkała jego wzrok i oblała się rumieńcem. - Myślałam, że wybiera się pan dzisiaj na aukcję koni - powiedziała lekko drżącym głosem. - Bo się wybierałem. Co muzealne eksponaty mają wspólnego z przygotowaniami do wielkiego balu? - Lucien! - zawołała pani Delacroix i podeszła do nich razem z córką. - Wiedziałam, że się do nas przyłączysz. - Nie zamierzam się przyłączyć, tylko dowiedzieć, co, u licha, tutaj robicie - sprostował. Na twarzy ciotki odmalowała się uraza. - Tańce i bale to nie wszystko. Moja Rose bardzo lubi historię i sztukę. Hrabia zerknął na kuzynkę z wyraźnym powątpiewaniem. - Doprawdy? - Tak. Gdybyś zadał sobie trud i normalnie z nią porozmawiał, sam byś się przekonał. Dostrzegłszy wyraz oczu Kilcairna, Alexandra zrobiła krok do przodu, zasłaniając panie Delacroix przed jego wzrokiem. - Cóż, skoro już tu jesteśmy i wszyscy lubimy historię, kontynuujmy zwiedzanie. Właśnie miałyśmy przejść do części afrykańskiej, milordzie. - Właśnie zamierzałyście udać się do powozu i wrócić do Balfour House. Gdy Fiona dumnie uniosła brodę, Alexandra rozejrzała się za drogą ucieczki dla siebie i Rose. Tylko tego brakowało, żeby na środku szacownego British Museum doszło do rodzinnej awantury. - Jak sobie życzysz, Lucienie - powiedziała pani Delacroix i urażona ruszyła do wyjścia. Rose zerknęła na kuzyna i pospieszyła za matką. Zaskoczona obrotem sytuacji Alexandra rzuciła ostatnie spojrzenie na rzeźby. - Następnym razem, kiedy przyjdzie pani ochota, żeby pooglądać nagich mężczyzn, proszę dać mi znać - powiedział cicho hrabia. Zaczerwieniła się jak piwonia. Niemal od chwili kiedy się poznali, czytał w jej myślach. - Z pewnością chętnie by mi pan służył pomocą - rzuciła swobodnym tonem. Gdy skręcili za róg, chwycił ją za nadgarstek i wciągnął za kotarę, do niszy, w której znajdowała się drabina i połamane odlewy gipsowe. Przycisnął ją do ściany całym ciałem i pocałował mocno. Gwałtownie wciągnęła powietrze i zarzuciła mu ręce na szyję. Serce waliło jej tak mocno, że musiał to czuć na swej piersi. Och, jak bardzo chciała mu ulec. I tak wszyscy byli przekonani, że już to zrobiła. Powoli uniósł głowę. - Pragniesz mnie? - zapytał szeptem. Wytężyła całą wolę. - Nie. Pocałował ją znowu. - Kłamczucha. Przywarła do niego kurczowo. Próbowała odzyskać rozsądek, a jednocześnie chciała, żeby dalej ją całował. - Nie będę niczyją kochanką - wyszeptała i niechętnie opuściła ramiona. - To tylko słowa, Alexandro. - Tak jak „jedzenie” i „ubranie”, których potrzebuję, żeby przeżyć. - Zadrżała z zimna, kiedy się odsunął. - Polegam tylko na sobie. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. - Dowiem się, kto uczynił panią taką zdeterminowaną i samodzielną - zapowiedział.